Autor Wiadomość
pokerboyne
PostWysłany: Czw 7:01, 29 Mar 2007    Temat postu:


Was it my Brothers Fault?
A story by skyfella
As a young kid I was taught all sorts of games by my big brother, chess, backgammon, cribbage, and a whole host of other games too, and with him being seven years older than me, and pretty smart, he beat me at all of them. My mum would tell him to go easy on his little brother, but it never lasted, as he was extremely competitive, and, although I was no real competition, he saw that as no reason to let up on me, and it got worse. At Christmas the penny jar came out and the family played this card game called poker around the table, and small sums of money changed hands, and much fun was had. This was (as I found out much later) a variation called draw, which, as far as I'm aware, was the only game played in the UK all those years ago.
I never really took to the game, it was just a Christmas thing for when we got the cards out, and was only one of many card games we played. The problem was that gambling had entered the equation, and my brother began to take full advantage of this. All the games he taught me, he entered an element of gambling to the event, usually with heavy odds in my favour, but with the age, and knowledge gap he fleeced me of my pocket money on almost a weekly basis.
What has all this got to do with poker I here you ask? Well, on the whole very little, but it made me a very competitive person, with a loathing for losing and a keen mind for games that required some thought, a perfect base from which to start playing poker.
Moving on some years, a few of us guys get around a table with a stack of beer, a bottle or two of spirits, and a pack of cards and play poker. This is not a regular thing, just now and again, and we are still playing draw, but there is money on the table, and I seem to do okay at this odd get together.
As time passes this gathering falls apart due to girlfriends, marriage, work etc. and so poker has no part in my life once more, and quite frankly I didn't care a bit. We never played for large sums of money, and draw poker is not the most interesting or taxing game, so I never got hooked.
Fast forward another ten years and its mid 2003, I am trawling through a UK financial bulletin board, and happen upon a thread which somebody has started titled ADVFN Poker School. Upon reading some of the posts it catches my interest, there is a fare bit of chit-chat, but some proper discussion regarding this new (to me) variance of poker called Hold Em. With a bit of intrigue I go of to find out more about this game.
Within no time I am playing cash LHE on line for low stakes and learning this new game, and paying in cold hard cash for my lessons! With some reading and further practice, at some cost, I venture to a poker site which has no limit hold em tables, and my first night playing $1/2 tables I somehow manage to walk away over $700 up! In the next couple of days win my first 10-seat NLHE tournament against a couple of the regular posters on our thread. I had such a rush in that brief time, it was inevitable that from that moment on I was to become a poker junkie.
Earlier this year three of us started on our bricks and mortar poker trail and that has added further to the buzz I get from this fascinating game. ;
free strip poker video game bay!!! Smile
blackandred
PostWysłany: Wto 16:42, 27 Mar 2007    Temat postu:

Hi

In to story; and one came behind buy xanax buy xanax buy xanax did after wooer had buy a new source buy xanax of now and her of buy xanax
car blow job
gay porn
*OrK*
PostWysłany: Nie 8:44, 18 Wrz 2005    Temat postu:

W takim razie to tłumaczy moje wątpliwości.
Marius
PostWysłany: Nie 7:49, 18 Wrz 2005    Temat postu:

To był ON! => chodzi o zaskoczenie głównej postaci na widok szefa, "Tacy jak on nazywali go po prostu „szefem” i nigdy nawet nie mieli okazji zapytać kogoś z jego otoczenia jak się naprawdę nazywa, zresztą nawet nigdy by nie śmieli."
kiedyś ktoś bdebrał to jako że się wszyscy dowiedzieli że to on zabił współczłonka klanu
*OrK*
PostWysłany: Sob 22:35, 17 Wrz 2005    Temat postu:

Myślałem, że wszyscy już opuścili to forum. Jak to dobrze że się wtedy myliłem Very Happy

Mariusie, kolejny kawał dobrej roboty. nurtuje mnie tylko pytanie - dlaczego ów człowiek, który został postrzelony przez głównego bohatera nie zareagował gdy go zobaczył ??
Marius
PostWysłany: Sob 19:40, 17 Wrz 2005    Temat postu:

Korytarzem szło pięć osób, które przykuwały wzrok wszystkich wokół. Cztery z nich to ubrani w spodnie moro i bezrękawniki, jedni z najlepszych wojowników klanu. Byli członkowie elitarnych jednostek wojskowych. Istniała pogłoska, wcale nie fałszywa, że są w stanie zabić gołymi rękami każdego w czasie nie krótszym niż pięć sekund. Najlepsi z najlepszych stanowili ochronę człowieka, którego Maruder widział po raz trzeci w życiu. Przywódcę klanu „Nierealnych”, tego komu zawdzięczał on swoją teraźniejszą strukturę i tak doskonałe funkcjonowanie. Pomimo tego, że nie był nawet wśród założycieli, to właśnie on stanowił absolutną władze w klanie. Wyglądał zupełnie odmiennie niż zwykli klanowicze, ciemnoszary garnitur i spodnie, błyszczące od pasty buty, ciemne okulary i szyderczy uśmieszek, który prawie nigdy nie znikał z jego twarzy. Tacy jak on nazywali go po prostu „szefem” i nigdy nawet nie mieli okazji zapytać kogoś z jego otoczenia jak się naprawdę nazywa, zresztą nawet nigdy by nie śmieli. Grupa przeszła głównym holem do końca i skręciła w kierunku windy, skupiając na sobie uwagę wszystkich obecnych.
Powoli wszyscy zaczęli się rozchodzić do zajęć, od których się oderwali. Maruder jednak tak jak i wielu innych jeszcze przez jakiś czas wpatrywał się w głąb korytarza, w którym zniknęła grupa.
Wyszedł z budynku, schodząc po schodach spojrzał w niebo na ciągnące się przy widnokręgu chmury czerwone od słonecznej poświaty. Nie było jeszcze późno, ale upewniwszy się, że nic mu nie zagraża jego życiu stwierdził, że najlepiej będzie teraz odpocząć. Obrzydzeniem napawała go myśl o robieniu kolejnych kilometrów na piechotę. Spluną i rozejrzał się nerwowo w poszukiwaniu jakiegoś ratunku. Dostrzegł zbliżającą się do wyjazdu ciężarówka i szybko pobiegł w jej kierunku. Kiedy podbiegł do niej gość pilnujący bramy odsuną już drut kolczasty, a skrzynia biegów samochodu zazgrzytała. Wskoczył na stopień ułatwiający wchodzenie i uderzył pięścią dwukrotnie w drzwi.
-Podrzucisz mnie!- krzykną przez otwarte okno.
-Pewnie. Gdzie jedziesz?-
-Wiesz gdzie jest knajpa u Ala?-
-Wiem.-
-To w tym kierunku.-
-Prawie w tym, ale wsiadaj.-
Kiedy Maruder zatrzasną za sobą drzwi, poczuł oparcie fotela a silnik zwiększył obroty poczuł prawdziwą ulgę.
Po przejechaniu kilku kilometrów, samochód zjechał na pobocze i zatrzymał się przy pisku dawno nie wymienianych klocków hamulcowych. Maruder wyskoczył ze środka i zatrzasną za sobą drzwi.
-Stokrotne dzięki gdyby nie ty musiałbym iść na piechotę.-
-Drobiazg, dla mnie zrobiłbyś to samo.-
-Niestety nie, ja nie mam samochodu.-
W tym momencie obaj wybuchli śmiechem, koła ciężarówki znów poczęły toczyć się po drodze i po chwili auto zniknęło za zakrętem. Maruder przebieg przez ulice, a znalazłszy się po drugiej stronie przyjrzał się tablicy na jednym z bloków. Uśmiech zagościł znów na jego twarzy, znajdował się znacznie bliżej domu niż mu się wydawało. Parę uliczek dzieliło go od mieszkania, przyspieszył kroku, zaczął biec. Dobiegł na tyły dwu piętrowej szarej kamienicy, przy której zwolnił kroku, obszedł ją i wszedł do środka. Przeskakiwał po kilka schodków tak, że szybko znalazł się na drugim piętrze. Wyciągną spod płaszcza klucze, włożył je do zamka a ręką nacisną klamkę. Drzwi otworzyły się jeszcze zanim przekręcił kluczyk, schował go do płaszcza i po cichu wszedł ośrodka. Rozejrzał się po pomieszczeniu.
LordArten
PostWysłany: Pią 7:07, 09 Wrz 2005    Temat postu: Good job soldier

Znowu odwaliłeś kawał dobrej roboty Mariusie . Podobnie jak Ork gratuluję Ci udanego zwrotu akcjii i zakończenia , które nie powiem zaskoczyło mnie -- będę z niecierpliwością czekał na dalszy ciąg.
*OrK*
PostWysłany: Śro 14:54, 31 Sie 2005    Temat postu:

No gratuluje zwrotu akcji Very Happy. Napisałeś już całkiem sporo tego opowidania.
Oby tak dalej! [Czekam z nieciepliwością na następny fragment Smile ]
Marius
PostWysłany: Śro 7:09, 31 Sie 2005    Temat postu:

Południowy kraniec miasta. Ta część kończyła się równą linią domów które jakby natrafiając na jakąś niewidzialną barierę przestały być budowane w tamtym kierunku. Dalej niósł się tak zwany „pas okopowy”. Pół kilometrowy pas ziemi obsadzony mnóstwem bunkrów, okopów i wieżyczek strażniczych. Prowadziła przez niego tylko jedna, szeroka, asfaltowa droga. Na końcu której wznosiła się główna siedziba klanu „Nierealnych”. Była to wielka dwu piętrowa willa, gdyby nie to że cała była z szarego betonu i bez jakichkolwiek zdobień, można by pomyśleć że należy do jakiegoś milionera. Lecz w rzeczywistości był to jeden wielki bunkier, ściany były dodatkowo wzmocnione w środku przez stalowe płyty, kuloodporne szyby, a także system podziemnych pomieszczeń i korytarzy. To tylko niektóre z zabezpieczeń które powodowały, że nikt nawet nigdy nie próbował jej zaatakować.
Maruder ruszył wzdłuż drogi, gdy nagle usłyszał za sobą pisk opon, obrócił się, zobaczył czerwone auto zbliżające się w wielką szybkością. Podniósł rękę w górę i wystawił kciuk, samochód nie zwolnił, śmignął obok niego a niesiony za nim pędem powietrza piach uderzył go w twarz. Warkną gniewnie i potarł oczy, zapowiadała się dalsza przechadzka, burkną coś, splunął
i ruszył dalej.
Doszedł do budki przy której musiał się zarejestrować, obszedł stalową sztachetę z kolcami i drut kolczasty, blokujący przejazd niechcianym gościom. Strażnik przy bramie powitał go skinieniem głowy, nie racząc podnieść się z krzesła, wskazał lufą karabinu czytnik linii papilarnych, zamontowany na zewnętrznej części ściany. –Przecież wiem!- warkną i położył rękę na czytniku, monitor zamontowany w budce wyświetlił jego zdjęcie, dane i komunikat „tożsamość potwierdzona”. –Wchodzisz!- krzykną ktoś z budki. Maruder przeskakiwał po dwa stopnie schody, by po przejściu przez pancerne drzwi znaleźć się na głównym holu.
-Gdzie teraz?- spytał sam siebie rozglądając się na boki. Najlepszym sposobem dowiedzenia się, co nowego wydarzyło się w ciągu najbliższego czasu było przejście się do centrum nadzorującego. Wszedł po schodach na pierwsze piętro i skręcił w prawe skrzydło, na końcu korytarza znajdowały się białe drzwi z przezroczystymi szybami ze sztucznego tworzywa. Otworzył je i wszedł do dużej sali poprzegradzanej gipsowymi ściankami. Nie chciał pytać kogoś nieznanego, więc szedł powoli wzdłuż pomieszczenia przyglądając się twarzom siedzących przy komputerach ludzi. W końcu dojrzał znajomego informatyka, podszedł do niego i wyciągną rękę –Cześć Maksiu, co tam nowego słychać?- Rudy gość w szarej koszuli i wytartych dżinsach obrócił fotel w jego kierunku i uścisną mu dłoń. -A co chcesz wiedzieć?- spytał.
-Po prostu, co się w najbliższym czasie ciekawego wydarzyło.-
-Już się robi- Maksiu postukał palcami po klawiaturze i zaczął czytać -Dwie strzelaniny, kilka pobić, no i kropnęli jednego z naszych.-
Na te słowa serce zaczęło mu mocniej bić w piersi, ale postanowił zachować spokój, jakby od niechcenia spytał –A kto oberwał?-
-Hmm… gość się nazywał… Varius, zdaje się że był z twojej grupy, co nie?-
Serce w piersi Marudera mało nie wyskoczyło, żeby znajomy nie zobaczył jego reakcji, odwrócił głowę w inną stronę –Niby tak. Ale prawie go nie znałem. Wiadomo kto był za to odpowiedzialny?-
Informatyk pokręcił głową –Z początku myśleliśmy, że to normalny napad rabunkowy, ale nic mu nie zginęło. Dostał jeszcze jakiś cywil. Ale wyglądało to na przypadkowe starcie niż na zamierzoną rozwałkę.-
-Dzięki- Maruder ruszył szybkim krokiem do wyjścia. Nawet nie wiesz jak mi pomogłeś. Dziękował w myślach opatrzności za brak świadków. Szybko zbiegł po schodach na parter i skręcił w korytarz, po czym staną jak wryty. Wszyscy w korytarzu stali pod ścianą z jednej strony i patrzyli w jego kierunku. Odwrócił się do tyłu i zamarł. To był ON!
LordArten
PostWysłany: Sob 13:44, 20 Sie 2005    Temat postu:

Cytat:
A czy łaskawie moglibyście rozwinąć wypowiedzi odnośnie mojego opowiadania.
Bo coś w stylu; podoba mi się, podoba wygląda bardziej niż mizernie i nie podoba mi się, Zachowajcie takie komentarze dla siebie.


Dobrze przyjrzę się dokładnie a więc : W twoich opoowiadaniach podoba mi się to że nie popełniasz błędów stylistycznych , ortograficznych i interpunkcyjnych . Posiadasz spory talent do fabuły bowiem juz od pierwszych chwil jest ona mocno zakręcona i niejasna. Poza tym odwalasz kawał dobrej roboty przy opisach, sa one pełne i ciekawe. Poboba mi się (wiem że nie lubisz tego słowa Twisted Evil ) również opisanie emocji i uczuć towarzyszących głównemu bohaterowi, można się dobrze poczuć w jakże skomplikowanej sytuacji w jakiej on się znalazł . Poza tym masz świetny zmysł do symboli ( ta symbolika zawarta w wypolerowancym kapslu bardzo mi się podobała )

To by było na tyle. Mój poprzedni post odnośnie twego tekstu zostanie skasowany , rzeczywiście nie był konstruktywny .
Marius
PostWysłany: Sob 13:02, 20 Sie 2005    Temat postu:

A czy łaskawie moglibyście rozwinąć wypowiedzi odnośnie mojego opowiadania.
Bo coś w stylu; podoba mi się, podoba wygląda bardziej niż mizernie i nie podoba mi się, Zachowajcie takie komentarze dla siebie.

A ten filmik z diablo to nawet widziałem, tylko nie wiedziałem że się tak ten aniołek nazywał.
LordArten
PostWysłany: Pią 22:35, 19 Sie 2005    Temat postu:

Cytat:
Arten: Mariusie (Tyraelu) ,a kto to jest tyrael

Tyrael to Archanioł z Diablo 2 który w intrze rozmawia z Mariusem , człowiekiem niewiadomego pochodzenia który miał do czynienia z Diablo(w resztę nie wnikam , odsyłam do Diablo )
*OrK*
PostWysłany: Pią 20:55, 19 Sie 2005    Temat postu:

No, nieżle ci idzie Mariusie czekam na kontynuację bo zapowiada się ciekawe opowiadanie Very Happy
Marius
PostWysłany: Pią 18:21, 19 Sie 2005    Temat postu:

Wylądował w jakimś ogródku, nie zważając na rosnące tam warzywa, przeskoczył przez siatkę i znalazł się na jednej z wielu pobocznych uliczek. Nie miał zamiaru się zatrzymywać, zwłaszcza, że odgłosy zbliżających się ludzi, którzy usłyszeli strzały i biegli w tę stronę były coraz głośniejsze. Popędził wzdłuż dróżki, potykając się o kubeł na śmieci, przebiegł kilkadziesiąt metrów i gwałtownie skręcił w jej boczną odnogę. Przykucną za kontenerem na śmieci i podkulił nogi, z trudem starał się złapać oddech, ukrył twarz w dłoniach i starał się zebrać myśli. Bał się, bał się i wiedział, że boi się niedostatecznie, jeżeli ktoś wie o tym, że to on, jeżeli ktoś doniesie na niego, to nie skończy się to szybką śmiercią.
-Myśl…- mrukną sam do siebie uderzając się zaciśniętą pięścią w głowę –Znajdą cię, jeżeli znajdą dowody… ale jakie… co wskazuje że…- spojrzał na swoje palto i wyciągną spod niego Gloca – Brak naboi…- wysuną magazynek, drżącą ręką sięgną do kieszeni spodni i wyciągną z niej paczkę naboi, szarpną żeby ją otworzyć a ona rozdarła się, na ziemie posypały się naboje. Maruder drżącymi palcami podniósł dwa i włożył je w magazynek, następnie wsuną go w pistolet, a ten włożył pod ubranie. Spojrzał na leżące na ziemi naboje i podnosił je jeden po drugim, po czym wsadzał do rozdartego pudełka. Kiedy już pozbierał wszystkie, wsadził je w kieszeń spodni, chwycił brzeg kontenera i podniósł się. Chwiejnym krokiem ruszył w kierunku niewielkiego placyku z fontanną na środku. Gdy do niej doszedł schylił się i wsadził głowę pod wodę, otworzył oczy, na dnie kamiennej fontanny walały się jakieś patyczki, listki i coś srebrnego. Sięgną ręką po srebrny krążek, podniósł głowę i ręką odgarną włosy do tyłu, spojrzał na to co trzymał w ręce. Był to kapsel z jakiejś butelki, był srebrny bo ktoś zdrapał z niego farbę, co uniemożliwiało skojarzenie co mogła zawierać butelka z której pochodził. Maruder przysuną go bliżej do oczu i obrócił –Co to niby ma oznaczać?- spytał sam siebie, ale nie znajdując odpowiedzi cisną kapsel przed siebie i kiedy już miał zamiar odejść zrozumiał.
-Ten kapsel był czysty… nie to przecież… zaraz, zaraz… przecież ja jestem czysty… w oczach innych… jeżeli nie będę się dziwnie zachowywał, nikt nigdy mnie nie skojarzy… chyba, że już wiedzą.- nerwowo rozglądną się wokół, ale ujrzał tylko jakieś małe dziewczynki, które puszczały papierowe łódki z drugiej strony fontanny i starszą kobietę wieszającą pranie. Oddychał głęboko i cały czas nakazywał sobie spokój, w końcu zastanowił się nad tym gdzie by się teraz znajdował gdyby cała sytuacja nie miała miejsca. Nerwowo potarł mokrą głowę, starając się zmusić do intensywniejszego myślenia. Po kilku minutach, stwierdził że najprawdopodobniej znudziłoby mu się siedzenie w pubie i szedłby właśnie do siedziby klanu. Wstrząsnęły nim dreszcze, gdy pomyślał, że być może pcha się wilkowi w paszcze, ale to była jedyna pewna możliwość sprawdzenia czy pozostali wiedzą prawdę o tym, co zaszło. Nie pozostawił sobie wyboru, grać albo zginąć, poprawił szalik na szyi, zacisną pięści i sztywnym krokiem ruszył w kierunku południowej części miasta by na jej końcu znaleźć się w siedzibie klanu, jego klanu.
_________________________________________________________________
Arten: Mariusie (Tyraelu) ,a kto to jest tyrael?
Maveru
PostWysłany: Czw 9:58, 18 Sie 2005    Temat postu:

Blędów nie zauważyłem(bu nie ma sie czego doczepić pod tym wzgledem Wink ).Opowiadanie dobre....tylko powiedz czemu on ryzykuje swoją skóre zabijając klanowicza? Tylko za wywrócenie go w "Harpii"? Mam nadzieję że je będziesz kontynuował..i że poznamy konsekwencje jakie spotkają melancholika Wink
LordArten
PostWysłany: Czw 8:18, 18 Sie 2005    Temat postu: Nieżle

Całkiem dobre opowiadanie Mariusie ( Tyraelu Smile ) Spodobało mi się bardzo i mam nadzieję że będziesz je w przyszłości kontunuował .
*OrK*
PostWysłany: Śro 10:03, 17 Sie 2005    Temat postu:

Brawo, ktoś w końcu rozpoczął uzupełniać ten dział! Mam nadzieje że na tym to opowiadanie się nie skończy i będzie kontynuowane Very Happy
Marius
PostWysłany: Śro 7:54, 17 Sie 2005    Temat postu: "Wbrew prawom Klanu"

Był ciepły letni dzień, na nieboskłonie przewijały się jedynie pojedyncze chmurki. W pubie „harpia” były tylko cztery osoby, barman z nudów polerujący i tak już czysty blat, dwóch staruszków grających w szachy i jeden młodzieniec.
Chłopak ten był ubrany w granatowy płaszcz, wysokie buty zapinane na klamry, skórzane rękawiczki i biały lniany szalik owinięty wokół szyi, który wydawał się być kpiną z panującej pogody. Był on członkiem jednego z miejskich klanów, walczących o dominacją w mieście. Z powodu braku zaangażowania w to, co robi zwany był ponurakiem albo melancholikiem.
I właśnie w takim nastroju był teraz, siedział z założoną nogą na nogę i wpatrywał się w pusty kufel po piwie. Gdyby chciał mógłby kupić sobie nowy, ale nie chciał, nigdy nie chciał.
Siedział już tak od dłuższego czasu, przenosząc wzrok z kufla na okno, kiedy ktoś przechodził obok pubu. Za oknem pojawił się wysoki blondyn w białej bawełnianej koszulce, ortalionowych spodniach i żółtej pelerynie. Ponurak rozpoznał go od razu, był to Varius jeden z klanowiczy. Wszedł on do środka, rozejrzał się i podszedł do stolika znajomego.
-Te maruder! Zbieraj się, zebranie jest.- Powiedział blondyn do zapatrzonego kufel współklanowicza –Słyszałeś!- warkną nie widząc reakcji. W tej samej chwili noga Variusa uderzyła w krzesło powodując to, że maruder znalazł się na ziemi. Błyskawicznie ręka leżącego wyciągnęła spod palta Gloca i wycelowała w głowę stojącego nad nim agresora. Dwaj staruszkowie i barman z zapartym tchem czekali dalszego obrotu wydarzeń, w których bieg bali się ingerować. Jedynym niepodzielającym powagi sytuacji był sam nią zagrożony.
- Ty wiesz, że jeśli naciśniesz spust zemsta klanu cię nie ominie.- powiedział Varius spokojnie uśmiechając się złowieszczo. Młodzian w granatowym płaszczu podniósł się z podłogi, schował broń i wilczym wzrokiem mierzył rywala, który z kpiącym uśmiechem wskazywał mu drzwi.
Obaj członkowie klanu opuścili pub i schodzili w dół miasta jedną z licznych uliczek.
-Nie mogłeś tego zrobić.- rzekł Varius jakby podejmując niedokończoną rozmowę –Do tego trzeba mieć jaja. A ty z pewnością ich nie…- (Bach). Po sennych uliczkach rozniosło się echo wystrzału, z powstałej w plecach ubranego w żółtą pelerynę młodzieńca dziury trysnęła krew a on sam zwalił się na ziemie. Zza rogu wybiegł siwowłosy mężczyzna w popielatym płaszczu i zobaczył dwóch młodzieńców, jeden z nich leżał na ziemi w kałuży krwi a drugi stał nad nim z pistoletem w dłoni.
Ponurak przeniósł spojrzenie z zabitego na przerażonego staruszka, któremu przyszło być świadkiem zdarzenia i nagle w jego głowie odezwał się głos „…jeśli naciśniesz spust zemsta klanu cię nie ominie…”. Chłopak wycelował w starca –Zły czas, złe miejsce.- powiedział bardziej do siebie niż do niego i znów nacisną spust. (Bach) Stalowy pocisk bez problemu przeszedł przez tchawice i kręgi szyjne, dławiąc się własną krwią staruszek zaczął miotać się w przedśmiertelnych drgawkach.
Z rożnych stron zaczęły zbliżać się odgłosy kroków, ponurak nie mógł ryzykować kolejnych świadków, rozejrzał się wokół i zaczął uciekać.
________________________________________________________________
może i nie związane z fantasy, ale nie jest złe i zachęci innych do pisania

Powered by phpBB © 2001,2002 phpBB Group